czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 4 „Moc cienia”

Harry wszedł do małego pokoiku w wysokiej wieży nauczycielki oklumencji. Stały tu tylko dwa krzesła, a ściany i podłogi były wyłożone materacami. Na jednym z krzeseł siedziała kobieta, która tak, jak Julian i Clarissa nie nosiła kaptura. Miała jasne włosy, piękne rysy, a jej oczy były zielone i miała długie kły. Widocznie była wampirzycą. Harry usiadł niepewnie na drugim krześle.
– Witaj, jestem Izabel, ale mów mi Iza. Jak pewnie zauważyłeś jestem wampirzycą. Obiecuję nic ci nie zrobić – powiedziała. – Przy nauce oklumencji najważniejsze jest zaufanie do nauczyciela. Dopóki mi nie zaufasz nie będziemy się uczyć. Nie miałam zbyt wielu uczniów, ale potrafię dostrzec, co trzeba zrobić, aby zdobyć ich zaufanie. Zawsze robię to w inny sposób. Ty masz złe wspomnienia z oklumencją, więc tobie opowiem coś, o czym wiedzą tylko nieliczni. Opowiem ci jak zostałam wampirzycą więc słuchaj uważnie.
Harry oniemiał z wrażenia, z tego, co wyczytał o wampirach one bardzo rzadko opowiadają o sobie.
– Gdy byłam jeszcze mała, miałam zaledwie dziewięć lat, byłam koło lasu, bo wracałam od koleżanki, było już ciemno. Pewna wampirzyca nieświadomie zaatakowała mnie sama przy tym ginąc. Od tego czasu muszę raz na dwa tygodnie pić krew. Zwykle znajduję dawców i staram się pobierać małą ilość. Czasami jednak muszę polować. – Po chwili dziewczyna rozpłakała się. Harry starał się ją pocieszyć. To wyznanie przekonało go, że powinien jej zaufać.
Gdy dziewczyna uspokoiła się spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, który mówił ,, Nie każ mi dalej mówić”. Potem otarła łzy i powiedziała.
– Przepraszam.
– Nie musisz – odpowiedział Harry.
– Chyba na dzisiaj wystarczy. 
Potter wyszedł z sali, po czym zszedł schodami w dół do wejścia. Tam zobaczył Jacka.
– Szybko wam poszło, zwolniłeś się z lekcji?
– Wcale nie. Iza mi odpuściła – odpowiedziałem.
– Już przeszliście na ty?
Skinął głową i razem udali się do mieszkania, a wąż popełzł za nimi.
Weszli do domu i usiedli w kuchni. Tam oprócz sióstr Potterów były jeszcze trzy postacie.
– Harry to są Camil, Dominic i Pauline Black’owie. – Harry zaniemówił wiedząc, że żona i dzieci Syriusza są tuż przed nim.
– Cześć – powiedziała jedna z postaci. – Jestem Camil Black i jestem twoją matką chrzestną. Może przejdziemy do salonu zaproponowała po chwili niezręcznego milczenia i poprowadziła go do salonu. Reszta została w kuchni. Gdy drzwi zamknęły się Camil zrzuciła kaptur, a Harry poszedł za jej przykładem. Camil była brunetką miała błękitne oczy i łagodne rysy twarzy. Włosy sięgały jej do środka pleców, wyglądała bardzo ładnie.
– Harry, przepraszam, że się wcześniej nie ujawniłam. Dumbledore stwierdził, że lepiej by było, gdybyś był u Dursleyów. Na początku się kłóciłam, ale z nim to się nie da. Gdy Syriusz zginął i teraz  wiem że był dobry, bardzo żałuję, że od niego odeszłam – Harry musiał dzisiaj pocieszać już drugą kobietę. Gdy ta wreszcie się uspokoiła powiedziała.
– Może chcesz poznać Pauline i Dominic’a. – Wyszła naciągając kaptur, a Harry poszedł za przykładem. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że Syriusz miał żonę i dzieci. Po chwili weszły dwie postacie. Miały naciągnięte na głowę kaptury.
– Cześć, jestem Harry – powiedział Wybraniec.
– Ja jestem Pauline, a to mój brat Dominic. – Powiedziała jedna z nich.
– To prawda, że znałeś naszego ojca? – wypalił Dominic.
– Tak. – Harry czuł się trochę dziwnie rozmawiając z dziećmi osoby, która była dla niego jak ojciec.
– Jaki on był? – zapytała Pauline.
– Bardzo fajny. Był jedynym człowiekiem, który naprawdę mnie rozumiał.
– A wiesz coś o tym jak był w naszym wieku? – Pauline zadawała mnóstwo pytań.
– On i mój ojciec byli najpopularniejsi w szkole i byli najlepszymi przyjaciółmi. Mój ojciec grał w quidicha i był szukającym, a Syriusz to nie wiem. Byli dość słynną grupą razem z Peterem Petigreew i Remusem Lupinem. Grupa ta stworzyła mapę Hogwartu z wieloma tajnymi przejściami i hasłem do niej. Wasz ojciec był animagiem czarnego psa i pierwszym, który uciekł z Azkabanu oraz jedynym niewinnym, który to zrobił.
– Aha, a co głównie robiła ta grupa?
– Tego się nie dowiedziałem, ale działała na nerwy mojemu nauczycielowi eliksirów i mojej mamie. Więc nazwisko nie przyniesie wam nic dobrego na eliksirach. Ja jestem, cytuję ,,rozkapryszonym bachorem, który myśli, że wszystko mu wolno i łamię wszystkie zasady odkąd tylko pojawił się w szkole”. Co jest grubą przesadą.
– Hej! Może skoczymy do ,,Krwawego ostrza” razem z resztą? – zapytał Dominic.
– Może po obiedzie – przypomniała Dominic’owi jego siostra.
– Fakt.
– Skończyliście już szkolenie? – zapytał Harry z braku tematów.
– Ja tak, a Dominic jest na ostatnim roku – odpowiedziała Pauline.
– Jak jest w Hogwarcie? – zapytał Dominic.
– No, mamy cztery domy. Gryffindor, Rawelcaw, Huffelpuf i Slitherin. Ja jestem w tym pierwszym. Są tam najodważniejsi, w Rawlcawie najmądrzejsi, w Slitherinie sprytni, zwykle z czystą krwią i najczęściej wredni, a w Huffelpufie reszta. Mamy tam tradycję. Co roku od jakichś dwudziestu lat nie możemy znaleźć nauczyciela obrony przed czarną magią, który utrzymał, by się dłużej niż rok. Z nauczycielką transmutacji nie radzę zadzierać, naczelny postrach Hogwartu, czyli nauczyciela eliksirów też nie radzę denerwować. To zło wcielone. Nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami jest Rubeus Hagrid, gajowy. To mój przyjaciel, ale lubi stworzenia, które ja określam mianem ,,potwory”. Miał, np. akromantulę Aragoga, hipogryfa Hardodzioba, smoka Norberta i oczywiście sklątki tylnowybuchowe. Samice to te wysysające krew, a samce to te z żądłami. Plują ogniem i zjadają się na wzajem. Czyli milutkie stworzonka według Hagrida.
– Obiad – zawołała Sandra i pobiegliśmy jeść. Po obiedzie Wybraniec poszedł na magię żywiołów, zaprowadził go Jack i został tam z nim. Lekcja odbywała się na łące przy strumyku. Uczyła wysoka brunetka o ciemnej cerze, wyglądała na hiszpankę. Jak się okazało była to Olga White. Jej ojciec był anglikiem, a matka hiszpanką, ale wychowała się w Hiszpanii.
– Magia żywiołów polega na panowaniu nad JEDNYM własnym żywiołem. Teraz położę przed tobą cztery kamienie. Weźmiesz je po kolei do ręki i poczekamy parę minut. – Olga położyła przed nim cztery diamenty. Czerwony, niebieski, brązowy i biały. Harry wziął je po koleii do ręki. Po chwili wszystkie cztery uniosły się i zaczęły wirować. Potem zaświeciły, najmocniej czerwony, najsłabiej biały, ale wszystkie oślepiająco. Harry musiał zamknąć oczy, aby nie oślepnąć. Po minucie wszystko ustało. – Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Cienie zwykle mają po jednym żywiole. Będę musiała zajrzeć do biblioteki, a teraz koniec lekcji. – Harry i Jack wyszli dyskutując o tym, co się stało i o kolejnej wolnej lekcji Harry’ego. Poszli do ,,Krwawego Ostrza” na piwo kremowe (u mnie niepełnoletni Harry nie będzie pił i palił, a gdy osiągnie pełnoletność to i tak będzie pił rzadko i w ogóle nie palił).
Harry lubił Jacka coraz bardziej. Lubił żartować i nie wywyższał się. W przeciwieństwie do Rona nie słuchał zawsze starych dziadów. On nie usiedziałby na miejscu i pisałby do przyjaciela mimo wszystko. Jak listem się nie da to zalazłby inny sposób na kontakt z nim. Jack był dość popularny w mieście, szczególnie wśród młodzieży z powodu swoich kawałów. Harry wyobraził sobie, co by się stało, gdyby pojawili się nowi Huncwoci i bliźniacy w jednym, wiedział jedno. Filch musiałby iść do Świętego Munga z powodu załamania psychicznego. Razem z Jackiem żartowali sobie jeszcze trochę, ale czas szybko im mijał i Harry musiał iść na ukrywanie w cieniu, a uczył go Mark.
– Musisz przestać czuć ciało i jego ograniczenia, przestać być materialny, a wsiąkniesz w cień – mówił. – Poczuj ten cień stań się nim. Połączcie się, stanówcie jedno. Ciemność ma własne życie. Pamiętaj mrok nie jest zły. Jest taki fragment piosenki:
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie –
na pustym niebie,
jasny lot sokoła.*
Znaczy ona, że bez milczenia nie ma słów, ponieważ gdybyśmy nie milczeli nie słyszelibyśmy słów. Według biblii najpierw wszędzie była ciemność, a później światło. Bez śmierci nie ma życia. To na szczątkach roślin i zwierząt mamy najżyzniejszą ziemię, tak to nie byłoby jak coś zasadzić. Przynajmniej ja tak to rozumiem – Harry po godzinie zaczął czuć cień. Jego bliskość i moc. Było by to niepojęte dla człowieka, ale on był cieniem, nie człowiekiem, jednak wciąż nie umiał w nim zniknąć. Gdy szedł do sali wiedział. Wiedział, że cień ma moc o której nie może nawet śnić.
_____________________________________________
*Ursula LeGuin – Ziemiomorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz