czwartek, 18 sierpnia 2016

Uwaga

Blog zmienił adres. Obecnie będę poprawiała stare rozdziały. Opublikuję je na tej stronie od nowa, po czym zajmę się poprawianiem. Ostrzegam jednak, że opowiadanie zmieni się na fantasy. Tutaj macie link do opowiadania. Będą się na nim pojawiały poprawione rozdziały. <<klik>>

Co skłoniło mnie do podjęcia takiej decyzji. Zapraszam do przeczytania tej oceny: <<klik>>

Pierwszy rozdział/prolog pojawi się po dłuższym czasie, ale zapraszam. To będzie naprawdę odmienione opowiadanie.

Ten blog zostaje bez szablonu i całej reszty, tamten jest przygotowany na przyjście postów.

Pozdrawiam.

Rozdział 5 „Rozmowa w jaskini”

Dedykuję ten rozdział Charlotte9 ~TheWiktorii.
Bardzo podniosłyście mnie na duchu. Teraz wiem, że ktoś to czyta.

Rozdział 5
Szpiegostwa uczyła Clarissa. Sala była całkiem duża, pełna naróżniejszych przedmiotów. Naprzeciwko wejścia wisiał tablica z napisem:
CO JEST NAJWAŻNIEJSZE W SZPIEGOSTWIE:
1. Szybkie myślenie;
2. Ciche i bezszelestne poruszanie się;
3. Umiejętność zdobywania informacji od innych istot;
4. Umiejętność dopasowania się i zmiany wyglądu;
5. Umiejętność chowania się;
6. Dobry słuch i wzrok.
Clarissa przejechała palcem po punkcie drugim i wszystkie meble (krzesła, fotele, lustra) zniknęły. Byli w pustej sali. Clarissa uczyła go jak chodzić nie wydając dźwięku szatą. Sama robiła to idealnie, Harry'emu tylko raz udało się przejść salę w ten sposób. Był z siebie dumny, bo Clar (skrót od imienia) stwierdziła, że Jackowi i Nicol zajęło to dwa tygodnie, a Sandrze tydzień. Po dwóch godzinach zadowolony wyszedł z sali i razem z bratem udał się na kolacje. Podczas długiej rozmowy Harry coraz bardziej poznał rodzinę. Nicol była wesołą i wiecznie uśmiechniętą sportsmanką. Zawsze podczas rozmowy potrafiła trafić w temat dla wszystkich. Nie miała wrogów i nie chciała  ich mieć, zawsze broniła słabszych. Sandra była mądra, ale (w przeciwieństwie do Hermiony) nie przemądrzała. Nie grała w quidicha, ale lubiła oglądać. Miała rękę do zwierząt, za to z zielarstwem była poniżej zera. Jack był podobny do Jamesa Pottera. Tak samo lubił kawały i był tak samo śmieszny. Wszyscy byli bardzo fajni i Harry miał nadzieję, że już zawsze będą razem. Niestety miłą rozmowę przerwała im kolejna lekcja. Animagia. To, na co Harry najbardziej pragnął. Jego ojciec i Syriusz byli animagami on też chciał być. To musiało być cudowne. Bycie zwierzęciem z tego, co mówił Syriusz jest zupełnie inne niż bycie człowiekiem.
Harry i San (dla debili którzy nie wiedzą – skrót od Sandry) stanęli pod drzwiami i zapukali w drzwiach była Izabel.
– Harry animagia, jak pewnie wiesz polega na zmianie samego siebie w zwierze bez różdżki, formuły i ryzyka wykrycia magii przez Ministerstwo Magii. Zaczniemy od rzucenia na ciebie trzech zaklęć, aby wykryć twoją formę animagiczną. Jedna będzie uosobieniem duszy, druga ciała, a trzecia mocy – Izabel wyjęła różdżkę i wycelowała nią w Harry'ego szepcząc coś. Po chwili ten unosił się nad ziemią. Był Orłem Czarnym – Harry to twoja pierwsza postać. Teraz druga – kolejne zaklęcie, a Harry wciąż był czarny, ale nie latał. Był czarnym wilkiem. Kolejne zaklęcie, z stał się czarnym feniksem. Izabel była pod wrażeniem. Aż takim, że odpuściła mu lekcje. Na dworze było już ciemno, ale Harry odkrył, że to mu nie przerzkadzało. Potter'owie wyszli i pogrążeni w rozmowie udali się do domu.
– Kiedy Syriusz się ożenił? – zapytał Harry.
– Parę miesięcy po naszych rodzicach – odpowiedziała San (nie wiem, czy o to chodziło ~TheWiktorio) – ona i twój ojciec razem byli na szkoleniu i James ich poznał. Mięli wtedy około szesnatstu lat, ale zaczęli ze sobą chodzić pod koniec siódmej klasy.
– Mam jeszcze parę pytań. Jak wytłumaczę w Hogwarcie ten kaptur?
– Wytłumaczymy jakąś klątwą, np. ten kto zobaczy naszą twarz stanie się naszym niewolnikiem, lub coś podobnego. Myślisz, że twoi przyjaciele nas polubią?
– Nie wiem. Zresztą mało mnie to obchodzi.
– Czemu?
– Bo są przyjaciółmi tylko w szkole.
– Naprawdę tak myślisz? – Słowa Sandry uderzyły w Harry'ego z pełną mocą. Harry'emu przypomniały się wszystkie najmilsze chwile z nimi spędzone, a po chwili to, co było ostatnio.
– Tak – Sandra spojrzała mu w oczy obaczyła, że ten mówi prawdę. Po chwili odwróciła o d brata wzrok. Cieszyła się, że w końcu ktoś jej o czymś mówi. Jack był w brew pozorom bardzo skryty, a Nicol żadnych dramatów nie przeżyła. Sandra miała wiele problemów w życiu. Była zawsze najstarsza. Jej przyjaciółki wiele razy się od niej odwróciły. Pierwszy chłopak stwierdził, że był z nią tylko po to, aby zbliżyć się do jej siostry, jednak Nicol, zamiast jak się spodziewał rzucić się na niego z pocałunkiem. Również czymś rzuciła. Strzałką z trucizną, która nie zabija, ale sprawia duży ból. Sandra od tego czasu nie miała żadnego chłopaka. Jej jedyną prawdziwą przyjaciółką była Niki, ale nie dawno poznała Adę. Rok od niej młodszą, mającą fioła na punkcie kosmetyków i  mody, ale bardzo wierną i zabawną. Teraz Sandrę zapraszają na wszystkie imprezy, ale chodzi tylko na niektóre, wtedy gdy Ada ją wyciągnie. Ada jest metamorfomagiem. Po drodze dużo rozmawiali. Sandra opowiedziała mu osobie. Poszli na około, aby się przespacerować. Harry mimo wczesnego wstawania, późnej pory i męczącego dnia był pełny energii. Podejrzewał, że to przez inicjację. Gdy doszli do domu usiedli, a Harry zaczytał się w książce o animagii. Po godzinie razem z Niką udał się na magię bezróżdżkową do Izy. Niki zostawiła go, a Harry został sam z Izabel.
– Tej lekcji ci już nie odpuszczę  – ostrzegła. – Magia bezróżdżkowa polega na wymawianiu formułki w myślach i sterowaniu ręką przedmiotami. Musisz nauczyć się rozkładać moc po ręce. Stworzę ci kulę mocy, a ty postaraj się nią zapanować, czyli gdzieś skierować – wyczarowała malutką błyszczącą i wirującą kuleczkę i magią bezróżdżkową podała ją Harry'emu. Ten czuł moc tej kuli. Po chwili udało mu się skierować ją na długopis przy biurku Izy. Ten pękł opryskując ją atramentem. Spojrzała na niego wilkiem, (a raczej wampirem) i kazała mu dalej ćwiczyć w minutę osuszyła się i wyczyściła biurko zaczynając go obserwować. Po chwili kolejną tym razem większą kulką mocy trafił w szybę, ale ta zamiast się rozpaść, zmieniła kolor na zielony. Tak Harry sobie trenował, aż w końcu umiał podnosić przedmioty, a raz udało mu się zmienić Izę w kaczkę. Była na niego wściekła, ale musiał odsiedzieć całą godzinę. Potem razem z Niką udali się do domu i wzięli po piwie kremowym. Jack tęż się przyłączył. Gadli sobie całą noc, gdy zapytał się, dlaczego nie czuje się zmęczony, oni stwierdzili, że na pierwszym rytuale zdobywamy różne umiejętności, ale ujawniają się one po parunastu dniach. Po północy Harry zaczytał się w książce o animagach, ale około pierwszej znudził mu się i podszedł do lustra. O mało nie podskoczył z wrażenia. Jego oczy były jasnozielone w odcieniu promienia Avady Kedavry. Włosy mu się wyprostowały i wydłużyły, a rysy wyostrzyły. Poszedł do pokoju Jacka, a ten nie wyraził najmniejszego zdziwienia na tę zmianę. Skierował palec w swoją stronę zamachał nim i pstryknął palcami. Po chwili jego rysy były zupełnie inne, a oczy niebieskie w odcieniu morza.
– Po inicjacji cienie mają inny kolor oczu i wyglądają trochę lepiej. Nasi rodzice też tak mięli. Mama miała tak naprawdę proste włosy i oczy takie jak ty, a tata wyglądał dokładnie jak ty oprócz oczu. Normalnie musisz zakamuflować wygląd. Na przykład, gdy będziesz miał żonę nie musisz nosić kaptura, ale wygląd musisz kamuflować. Włosy i oczy możesz zostawić, ale rysy schowaj. Czekaj – machnął palcem przed Harrym – teraz wyglądasz tak jak wcześniej, ale włosy masz dłuższe, a oczy jasne. Oczy dasz radę wytłumaczyć. Nosisz soczewki i dlatego nie masz okularów, a włosów i tak nie zobaczą. O już niedługo czwarta rano. Na szczęście niedziela więc nie masz lekcji – Harry poszedł do swojego pokoju. Postanowił poczytać sobie o przemianach. Zobaczył na półce same książki o tym temaciee, ale mógł przysiąc, że gdy wychodził z pokoju było ich mniej. Zagłębił się w lekturze pierwszej z nich. O szóstej rano skończył książkę i wstał, aby pójść na spacer. W ogrodzie zastał Nicol, która ćwiczył ruchy mieczem. Faktycznie była genialna. Podrzucała arbuzy i kilkoma szybkimi ruchami kroiła je na małe kawałki, które spadały na talerz.
– Cześć – powiedział Harry.
– O, cześć – powiedziała Nicol przerywając pracę. Wzięli talerze do kuchni w której czekała Sandra. Od razu wzięła arbuzy i ułożyła ładnie na większych talerzach. Zrobiła też sałatkę i jajecznicę. Ułożyła wszystko na stole i rozłożyła sztućce, a Harry talerze. Harry, po spojrzeniu na zegar wiszący na ścianie, stwierdził, że jest za pięć ósma. Nicol rozłożyła jeszcze kubki, a Sandra zagotowała wodę, na herbatę. Po ustawieniu cukierniczki, soli, pieprzu i wrzuceniu liści mięty do herbat, wszystko było gotowe. Harry zobaczył trzy dodatkowe nakrycia. Po chwili wszeł Jack z Dominiciem i Pauline, a za nimi Camile. Jack usiadł po jednej stronie Harry'ego, a Dominic po drugiej. Pauline miedzy Sandrą i Nicole, a Camile między Sandrą, a Jackiem. Chłopcy rozmawiali o quidichu. Okazało się, że Dominic i Jack zawsze byli pałkarzami i to całkiem niezłymi. Oboje latali na Nimbusach 2002, wydanych w tym roku. Po śniadaniu dzieci poszły do parku, a Camille do pracy.

***

Vanessa wiedziała, że musi się spotkać z Potterem. Ważni urzędnicy musieli już wiedzieć o tym ,,Małym" wypadku na korytarzu i, gdy będzie chciała wyjść za kogoś innego zabronią jej. Musiała przynajmniej go poznać. Nadarzyła się cudowna okazja. Gdy z Roxi spacerowały parku zobaczyły Harry'ego. Teraz, albo nigdy – pomyślała dziewczyna, gdy zobaczyła, że chłopak zatrzymał się żeby zawiązać but.
– Musimy porozmawiać – powiedziała bez zbędnych wstępów.
– Kiedy?
– Jak najszybciej – chciała mieć to już za sobą – odłącz się od grupy i podejdź pod tamten las – wskazała las kawałek za ostatnim domkiem.
– Ok, powiedział chłopak i podszedł do reszty.

***

Gdy wszyscy chcieli grać w piłkę ręczną (taki sport dla mugoli), Harry stwierdził, że nie chce i idzie się przejść. Podszedł pod las i tam Vanessa poprowadziła go do jakiejś jaskini. Harry niepewnie wszedł. Było tam lekko wilgotno i ciemno, ale gdy obejrzał wnętrze, okazało się całkiem porządne (jak na jaskinię). Parę głazów i kamieni, a oprócz tego pustka. Nie było tu żadnych mchów, czy paęczyn, tylko skały.
– Pewnie wierz, że to co się stało na korytarzu nie powinno mieć miejsca – Harry przytaknął – ale czasu nie da się odwrócić więc musimy postanowić, co dalej. Dobrze byłoby się zaprzyjaźnić i przynajmniej postarać pokochać – Harry kiwnął głową. Dziewczyna miała rację. To, co się stało było jego winą. Nie mógł pozwolić żeby to ona przez to cierpiała. Przynajmniej sama. – Dobrze by było żebyś pokazał twarz, a ja zrobię to ponownie – Harry wykonał polecenie. Ich spojrzenia spotkały się. Harry czuł do niej coś dziwnego, coś czego wcześniej nie znał. Czy to miłość? – zapytał sam siebie w myślach. Przecież ja jej nie znam, jak mogę ją kochać?! – powiedziała inna strona umysłu Harry'ego. Po chwili Harry się odezwał.
– Może pójdziemy do ,,Krwawego ostrza"?
– Jasne – odpowiedziała i nakładając kaptur wyszła, a Harry za nią również zakrywając twarz. Ciągle myślał o tych złotozielonych oczach i tak pięknych ciemnych włosach, szlachetnych rysach i czerwonych jak świeża krew ustach. Wiedział, że ich kontakty nie zakończą się zwykłą przyjaźnią. Gdy siedzieli w gospodzie stwierdził, że dziewczyna nie jest nudna. Miała podobne do Harry'ego zainteresowania i tak jak on była w drużynie szukającą.

***

No, przyjaźń będzie na pewno, ale czy coś więcej? Vanessa stwierdziła, że jej się podoba, ale czy ona jemu? No i z tego, co się dowiedział był Gryfonem, a Vanessa była pewna, że zostanie Ślizgonką. Czy ją zaakceptuje? Ale przecież ma jeszcze czas, żeby go poznać. Dwa lata jej szkolenia i dodatkowy rok jego szkolenia wystarczą. Pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. Opowiedziała wszystko przyjaciółce. Ta stwierdziła, że uczucie chyba jest wzajemne, bo gdy odchodził parę razy się obejrzał za Vanessą i wydawał się być zamyślony. Vanessa była wyraźnie pocieszona i w dobrym humorze poszła zjeść lunch z rodziną.

***

Harry nie był głodny więc poszedł do pokoju. Tam rzucił się na łóżko i rozmyślał. Postanowił napisać to w jakimś zeszycie. W ten sposób powstał pierwszy dziennik Wybrańca. Zapisał tam wszystko z danego dnia i to co czuł do dziewczyny. Po starannej analizie stwierdził, że możliwe, że się zakochał od pierwszego wejrzenia. Spojrzał na książki na półce. Każda mówiła o czymś innym. Wziął pierwszą lepszą pod tytułem ,, Cienie i Wampiry". Opisywała wojny, które ustały  podczas objęcia tronu przez drugiego króla cieni.
Sojusz wtedy był mocny i na krew, której poprzedni król nie chciał marnować. W ten sposób parę lat po sojuszu narodziła się najpotężniejsza armia wszechczasów. Wampiry szybkie, zwinne i potężne oraz cienie tajemnicze, straszne i krwiożercze. Jednak po chrzcie plemiona oddaliły cie od siebie. Jednak wampiry szybko zmądrzały i powróciły do dawnej przysięgi. Król Wampirów jednak nie stał się chrześcijaninem. Wampiry już na wieki pozostały istotami niezależnymi od Boga, głównie z powodu wrażliwości na symbole religijne i braku poparcia wśród ludu. Służyły jednak dobru jak po dziś służą. Jednak król zaginął więc przysięga krwi zniknęła. Wampiry i cienie będą między sobą neutralne do czasu odnalezienia prawowitego króla...
    Harry przerwał. Zobaczył Zmorę tuż przed nim.
– Co się stało – zapytał.
– Widzę przecież, że coś cię trapi – odpowiedziała.
– Byłem na korytarzu i wpadłem na pewną dziewczynę i jej spadł kaptur.
– Że co?!!! – krzyknęła.
– Teraz mam problem, bo ta dziewczyna mi się całkiem podoba.
– Musisz ją lepiej poznać, bo morze to być jakaś wredota, czy coś – powiedziała Zmorka opanowując się wreszcie.
– Wiem – powiedział.
– A teraz pięćdziesiąt pompek – krzyknęła suczka, a Harry przestał już ją lubić. Po wykonaniu ćwiczenia (z 10 przerwami) w końcu pozwoliła mu pójść się umyć. Gdy wyszedł z nowoczesnej łazienki zamiast Zmory stała Nora. Wąż kazał mu ćwiczyć oklumencje. Nora włamywała mu się do umysłu, ale gdy doszła do momentu wypadku, ten wypchnął ją całą siłą.
– Brawo – powiedział wąż, który zbierał się po bliskim spotkaniu ze ścianą. Teraz był czas na obiad więc zszedł do jadalni i tam zobaczył osoby, których się nie spodziewał.

Rozdział 4 „Moc cienia”

Harry wszedł do małego pokoiku w wysokiej wieży nauczycielki oklumencji. Stały tu tylko dwa krzesła, a ściany i podłogi były wyłożone materacami. Na jednym z krzeseł siedziała kobieta, która tak, jak Julian i Clarissa nie nosiła kaptura. Miała jasne włosy, piękne rysy, a jej oczy były zielone i miała długie kły. Widocznie była wampirzycą. Harry usiadł niepewnie na drugim krześle.
– Witaj, jestem Izabel, ale mów mi Iza. Jak pewnie zauważyłeś jestem wampirzycą. Obiecuję nic ci nie zrobić – powiedziała. – Przy nauce oklumencji najważniejsze jest zaufanie do nauczyciela. Dopóki mi nie zaufasz nie będziemy się uczyć. Nie miałam zbyt wielu uczniów, ale potrafię dostrzec, co trzeba zrobić, aby zdobyć ich zaufanie. Zawsze robię to w inny sposób. Ty masz złe wspomnienia z oklumencją, więc tobie opowiem coś, o czym wiedzą tylko nieliczni. Opowiem ci jak zostałam wampirzycą więc słuchaj uważnie.
Harry oniemiał z wrażenia, z tego, co wyczytał o wampirach one bardzo rzadko opowiadają o sobie.
– Gdy byłam jeszcze mała, miałam zaledwie dziewięć lat, byłam koło lasu, bo wracałam od koleżanki, było już ciemno. Pewna wampirzyca nieświadomie zaatakowała mnie sama przy tym ginąc. Od tego czasu muszę raz na dwa tygodnie pić krew. Zwykle znajduję dawców i staram się pobierać małą ilość. Czasami jednak muszę polować. – Po chwili dziewczyna rozpłakała się. Harry starał się ją pocieszyć. To wyznanie przekonało go, że powinien jej zaufać.
Gdy dziewczyna uspokoiła się spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, który mówił ,, Nie każ mi dalej mówić”. Potem otarła łzy i powiedziała.
– Przepraszam.
– Nie musisz – odpowiedział Harry.
– Chyba na dzisiaj wystarczy. 
Potter wyszedł z sali, po czym zszedł schodami w dół do wejścia. Tam zobaczył Jacka.
– Szybko wam poszło, zwolniłeś się z lekcji?
– Wcale nie. Iza mi odpuściła – odpowiedziałem.
– Już przeszliście na ty?
Skinął głową i razem udali się do mieszkania, a wąż popełzł za nimi.
Weszli do domu i usiedli w kuchni. Tam oprócz sióstr Potterów były jeszcze trzy postacie.
– Harry to są Camil, Dominic i Pauline Black’owie. – Harry zaniemówił wiedząc, że żona i dzieci Syriusza są tuż przed nim.
– Cześć – powiedziała jedna z postaci. – Jestem Camil Black i jestem twoją matką chrzestną. Może przejdziemy do salonu zaproponowała po chwili niezręcznego milczenia i poprowadziła go do salonu. Reszta została w kuchni. Gdy drzwi zamknęły się Camil zrzuciła kaptur, a Harry poszedł za jej przykładem. Camil była brunetką miała błękitne oczy i łagodne rysy twarzy. Włosy sięgały jej do środka pleców, wyglądała bardzo ładnie.
– Harry, przepraszam, że się wcześniej nie ujawniłam. Dumbledore stwierdził, że lepiej by było, gdybyś był u Dursleyów. Na początku się kłóciłam, ale z nim to się nie da. Gdy Syriusz zginął i teraz  wiem że był dobry, bardzo żałuję, że od niego odeszłam – Harry musiał dzisiaj pocieszać już drugą kobietę. Gdy ta wreszcie się uspokoiła powiedziała.
– Może chcesz poznać Pauline i Dominic’a. – Wyszła naciągając kaptur, a Harry poszedł za przykładem. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że Syriusz miał żonę i dzieci. Po chwili weszły dwie postacie. Miały naciągnięte na głowę kaptury.
– Cześć, jestem Harry – powiedział Wybraniec.
– Ja jestem Pauline, a to mój brat Dominic. – Powiedziała jedna z nich.
– To prawda, że znałeś naszego ojca? – wypalił Dominic.
– Tak. – Harry czuł się trochę dziwnie rozmawiając z dziećmi osoby, która była dla niego jak ojciec.
– Jaki on był? – zapytała Pauline.
– Bardzo fajny. Był jedynym człowiekiem, który naprawdę mnie rozumiał.
– A wiesz coś o tym jak był w naszym wieku? – Pauline zadawała mnóstwo pytań.
– On i mój ojciec byli najpopularniejsi w szkole i byli najlepszymi przyjaciółmi. Mój ojciec grał w quidicha i był szukającym, a Syriusz to nie wiem. Byli dość słynną grupą razem z Peterem Petigreew i Remusem Lupinem. Grupa ta stworzyła mapę Hogwartu z wieloma tajnymi przejściami i hasłem do niej. Wasz ojciec był animagiem czarnego psa i pierwszym, który uciekł z Azkabanu oraz jedynym niewinnym, który to zrobił.
– Aha, a co głównie robiła ta grupa?
– Tego się nie dowiedziałem, ale działała na nerwy mojemu nauczycielowi eliksirów i mojej mamie. Więc nazwisko nie przyniesie wam nic dobrego na eliksirach. Ja jestem, cytuję ,,rozkapryszonym bachorem, który myśli, że wszystko mu wolno i łamię wszystkie zasady odkąd tylko pojawił się w szkole”. Co jest grubą przesadą.
– Hej! Może skoczymy do ,,Krwawego ostrza” razem z resztą? – zapytał Dominic.
– Może po obiedzie – przypomniała Dominic’owi jego siostra.
– Fakt.
– Skończyliście już szkolenie? – zapytał Harry z braku tematów.
– Ja tak, a Dominic jest na ostatnim roku – odpowiedziała Pauline.
– Jak jest w Hogwarcie? – zapytał Dominic.
– No, mamy cztery domy. Gryffindor, Rawelcaw, Huffelpuf i Slitherin. Ja jestem w tym pierwszym. Są tam najodważniejsi, w Rawlcawie najmądrzejsi, w Slitherinie sprytni, zwykle z czystą krwią i najczęściej wredni, a w Huffelpufie reszta. Mamy tam tradycję. Co roku od jakichś dwudziestu lat nie możemy znaleźć nauczyciela obrony przed czarną magią, który utrzymał, by się dłużej niż rok. Z nauczycielką transmutacji nie radzę zadzierać, naczelny postrach Hogwartu, czyli nauczyciela eliksirów też nie radzę denerwować. To zło wcielone. Nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami jest Rubeus Hagrid, gajowy. To mój przyjaciel, ale lubi stworzenia, które ja określam mianem ,,potwory”. Miał, np. akromantulę Aragoga, hipogryfa Hardodzioba, smoka Norberta i oczywiście sklątki tylnowybuchowe. Samice to te wysysające krew, a samce to te z żądłami. Plują ogniem i zjadają się na wzajem. Czyli milutkie stworzonka według Hagrida.
– Obiad – zawołała Sandra i pobiegliśmy jeść. Po obiedzie Wybraniec poszedł na magię żywiołów, zaprowadził go Jack i został tam z nim. Lekcja odbywała się na łące przy strumyku. Uczyła wysoka brunetka o ciemnej cerze, wyglądała na hiszpankę. Jak się okazało była to Olga White. Jej ojciec był anglikiem, a matka hiszpanką, ale wychowała się w Hiszpanii.
– Magia żywiołów polega na panowaniu nad JEDNYM własnym żywiołem. Teraz położę przed tobą cztery kamienie. Weźmiesz je po kolei do ręki i poczekamy parę minut. – Olga położyła przed nim cztery diamenty. Czerwony, niebieski, brązowy i biały. Harry wziął je po koleii do ręki. Po chwili wszystkie cztery uniosły się i zaczęły wirować. Potem zaświeciły, najmocniej czerwony, najsłabiej biały, ale wszystkie oślepiająco. Harry musiał zamknąć oczy, aby nie oślepnąć. Po minucie wszystko ustało. – Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Cienie zwykle mają po jednym żywiole. Będę musiała zajrzeć do biblioteki, a teraz koniec lekcji. – Harry i Jack wyszli dyskutując o tym, co się stało i o kolejnej wolnej lekcji Harry’ego. Poszli do ,,Krwawego Ostrza” na piwo kremowe (u mnie niepełnoletni Harry nie będzie pił i palił, a gdy osiągnie pełnoletność to i tak będzie pił rzadko i w ogóle nie palił).
Harry lubił Jacka coraz bardziej. Lubił żartować i nie wywyższał się. W przeciwieństwie do Rona nie słuchał zawsze starych dziadów. On nie usiedziałby na miejscu i pisałby do przyjaciela mimo wszystko. Jak listem się nie da to zalazłby inny sposób na kontakt z nim. Jack był dość popularny w mieście, szczególnie wśród młodzieży z powodu swoich kawałów. Harry wyobraził sobie, co by się stało, gdyby pojawili się nowi Huncwoci i bliźniacy w jednym, wiedział jedno. Filch musiałby iść do Świętego Munga z powodu załamania psychicznego. Razem z Jackiem żartowali sobie jeszcze trochę, ale czas szybko im mijał i Harry musiał iść na ukrywanie w cieniu, a uczył go Mark.
– Musisz przestać czuć ciało i jego ograniczenia, przestać być materialny, a wsiąkniesz w cień – mówił. – Poczuj ten cień stań się nim. Połączcie się, stanówcie jedno. Ciemność ma własne życie. Pamiętaj mrok nie jest zły. Jest taki fragment piosenki:
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie –
na pustym niebie,
jasny lot sokoła.*
Znaczy ona, że bez milczenia nie ma słów, ponieważ gdybyśmy nie milczeli nie słyszelibyśmy słów. Według biblii najpierw wszędzie była ciemność, a później światło. Bez śmierci nie ma życia. To na szczątkach roślin i zwierząt mamy najżyzniejszą ziemię, tak to nie byłoby jak coś zasadzić. Przynajmniej ja tak to rozumiem – Harry po godzinie zaczął czuć cień. Jego bliskość i moc. Było by to niepojęte dla człowieka, ale on był cieniem, nie człowiekiem, jednak wciąż nie umiał w nim zniknąć. Gdy szedł do sali wiedział. Wiedział, że cień ma moc o której nie może nawet śnić.
_____________________________________________
*Ursula LeGuin – Ziemiomorze.

Rozdział 3 „Wypadek na korytarzu”

Rozdział został zbetowany przez: Emailę DSE

– To była jego żona. Odwróciła się od niego, gdy wylądował w Azkabanie. Teraz bardzo żałuje. Mieli dwójkę dzieci w twoim wieku, Pauline Black i Dominica Blacka. Była twoją matką chrzestną.
– Będę mógł ich poznać?
– Zorganizuję to. – Znów zapadło milczenie, które znów przerwał Harry.
– Gdzie mam trzymać Alberta?
– Niedaleko jest jezioro, na razie może tam być.
– Dlaczego tam w parku ci chłopcy uciekali przed tobą?
– Bo jestem mistrzynią szermierki, walki każdą bronią i walki wręcz, każdego sportu oprócz tańca.
– Wow! Nauczysz mnie czegoś? – zapytał z nadzieją. Nicol uśmiechnęła się lekko.
– Jasne, ale najpierw ukończ szkolenie. Tam nauczysz się podstaw. Jeżeli będziesz słaby, niczego cię nie nauczę, ale jak będziesz niezły to ci trochę pokażę. Będę przychodziła na niektóre lekcje, żeby to ocenić. Jeśli będziesz dobry z języków, run, eliksirów, magii niewerbalnej  lub transmutacji, to pójdź do Sandry. Ona jest w tym świetna. Jeśli chodzi o nekromancję, przyzywanie, magię cieni i żywiołów, to idź do Jacka. W reszcie musisz sobie radzić sam i może ty zostaniesz mistrzem.
– Kiedy zaczynam szkolenie?
– Jutro, ale pojutrze mamy niedzielę, więc będziesz miał wolne i wtedy zaproszę Camil i Dominica.
– Ok. A gdzie będę miał lekcje?
– W różnych miejscach. Za prowadzę cię. A, i żebyś nie zemdlał, to ci wyjaśnię. Będziesz umiał rozmawiać z twoimi zwierzętami. Będziesz ich potrzebował na lekcjach. – Po czym dodała: – Już późno, a pierwsza lekcja o szóstej rano.
Harry poszedł do pokoju. Przebrał się w piżamę i zasnął.
O piątej trzydzieści Nicol obudziła go w ten sam sposób, co poprzedniego dnia.
– Co tak wcześnie? – zapytał sennie.
– Ubierz się w jakiś dres i za dziesięć minut śniadanie.
To dopiero otrzeźwiło Harry’ego. W jakieś pięć minut ubrał się w luźne spodnie i bluzę z kapturem, przemył twarz i poszedł do kuchni.
Rodzeństwo już tam było. Na stole stała jajecznica, dzbanek z sokiem jabłkowym i chleb.
Harry nałożył sobie trochę jajecznicy, wziął kromkę chleba i nalał sobie soku. Zjadł w piętnaście minut. Wtedy Nicol powiedziała:
– Bierz Zmorę i idziemy.
Harry zawołał wilka i poszedł za Nicol.
Szli niedługo, gdy Nicol skręciła i pociągnęła go do wielkiego, szarego budynku. Przeszli długim korytarzem do sporej sali. Tam czekał Mark.
– Ładny piesek – nauczyciel wskazał Zmorę. – A ty co tu robisz? – zapytał się dziewczynę, która zamknęła drzwi i usiadła na ławce, jedynym meblu w sali.
– Obserwuję. – Mark widocznie uznał to za odpowiednie wyjaśnienie, bo nie drążył tematu.
– Od czego zaczynamy? – zapytał Mark Zmorę.
– Od sprawdzenia umiejętności
O dziwo to nie Harry ani Nicol, ale wilczyca.
Harry wytrzeszczył oczy. Wcześniej myślał, że Nicol żartuje. Gdy się lekko otrząsnął, Mark zapytał:
– Co powiedziała?
– Od sprawdzenia umiejętności – przekazał chłopiec.
– Okej. Usiądź na ławce, a ja przygotuję tor przeszkód.
Po chwili tor był gotowy. Najpierw długi bieg, później skoki przez przeszkody, bieg po cienkiej ławce i huśtawce dwuosobowej, wspinaczka po linie, bieg między przeszkodami, a na końcu bieg między skrzydłami wiatraka.
– To taki mały test. Zmora biegnie z tobą, ale wspinaczkę sobie odpuści. A teraz biegnijcie.
Harry pobiegł. Sala została powiększona, więc biegł bardzo długo. Na krańcu sił przeskakiwał przez przeszkody. Z ławki co chwila spadał, z huśtawką to samo. Ledwo się wspiął, a przez wiatrak nie przeszedł. Poszedł do Marka, potykając się co chwilę. Podparł się o Zmorę która pokonała tor bez większego trudu.
– Człowiek tego nie przejdzie. – oświadczył. Wtedy Nicol podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu.
– Przejdzie – powiedziała i pobiegła szybko. Przeskoczyła każdą przeszkodę i przebiegła po wąskiej ławce. Przyśpieszyła i wbiegła na huśtawkę, przez mur przeszła z dziecinną łatwością, a po drugiej stronie skoczyła. Podeszła do wiatraka, odczekała chwilę i wybiegła bez zadraśnięcia. Harry gapił się z rozdziawionymi ustami. Nicol podeszła mówiąc:
– Uważaj, żeby ci mucha nie wleciała. – Harry zamknął usta, a Mark powiedział:
– Nie zezwoliłem na prezentację. My już skończyliśmy na dzisiaj – dodał, zwracając się do Harry’ego. Nicol wyszła, a Harry poszedł w jej ślady. Na korytarzu najmłodsza Potter stwierdziła:
– Idziemy na śniadanie, potem masz języki elfów. – Nicol zaprowadziła go do domu i zjedli śniadanie w milczeniu. Zostało im dużo czasu, więc Harry i Jack wyszli razem do parku.
– Wiesz, głupio się czuję w tym kapturze –powiedział Harry.
– Przyzwyczaisz się, ale w lato za fajnie nie jest.
– Dzięki, to pocieszające – powiedział Harry z sarkazmem. Upalny sierpień w ciepłym kapturze nie bardzo mu się uśmiechał.
– Można to załatwić zaklęciem, ale poznasz je dopiero na drugim roku. A gdy przejdziesz Rytuał Iuramentum nie będziesz go potrzebował.
– Czyli będę się tak męczył rok?
– Zgadza się – powiedział Jack.
Rozmawiali jeszcze długo, o różnych codziennych sprawach. Quidditchu, rodzinie, przyjaciołach. W końcu Jack spojrzał na zegarek i powiedział:
– Szybko, za pięć minut zaczynają ci się języki.
Pobiegli do małego budynku. Weszli do środka i skierowali się krótkim korytarzem do jednej z sal.
Tam czekała na nich kobieta, o dziwo, bez kaptura. Wyglądała na jakieś dziewiętnaście lat. Miała długie rude włosy, opadające jej na plecy falami, piękne niebieskie oczy, które hipnotyzowały, spiczaste uszy i szlachetne rysy. Nieduży wzrost wspaniale pasował do jej szczupłej sylwetki i jasnej cery. Paznokcie na drobnych rękach były ładnie obcięte. Na jej cerze nie było widać nawet najmniejszej skazy, co sprawiało wrażenie, że nie jest prawdziwa, a jedynie wycięta z bajki dla dzieci. Wyglądała na jakieś dziewiętnaście lat. Zdecydowanie była elfką.
Zanim Harry zamknął drzwi, wleciał przez nie Demon i usiadł mu na ramieniu, a Jack wyszedł.
– Witaj. Jestem Clarissa i będę uczyć cię języków elfów. – powiedziała dziewczyna i zaczęła od razu wykład. – Jest wiele elfich języków,  na przykład elfów leśnych, szlacheckich, nadmorskich, górskich oraz język wspólny wszystkich elfów. Nie będę dalej wymieniać , bo odłamów jest bardzo dużo. Każdy jest inny. Nauczę cię również akcentu istot europejskich. Zaczniemy od języka wspólnego, potem zajmiemy się leśnym, szlacheckim, nadmorskim, a na końcu górskim. Jeśli starczy nam czasu, zajmiemy się językiem elfów rzecznych, pustynnych i księżycowych.
Harry patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Jeśli ona myśli, że on nauczy się pięciu języków w zaledwie trzy lata i do tego starczy im czasu na kolejny, to na pewno ma coś z głową.
Widząc jego minę Clarissa dodała:
– Spokojnie. Z powodu tego rytuału z początku będziesz się uczył o wiele szybciej. Około dziesięć razy.
To trochę go przekonało, ale wciąż patrzył na nią dziwnie, w sposób, który sprawił, że perliście się roześmiała.
– Masz jakieś pytania? – zapytała, gdy przestała.
– Nie, proszę pani – powiedział z powodu braku pomysłów.
– Mów mi po imieniu – powiedziała i zaczęła mu tłumaczyć po kolei wymowę każdej litery.
Zapisała mu również alfabet oraz podstawowy dialog. Lekcja, mimo trudnych słów, mijała bardzo przyjemnie. Pod koniec Harry potrafił już zapytać się kogoś o imię i samemu się przedstawić. Znał kilka rodzajów powitań i potrafił dostosować je do osoby i relacji między nim a rozmówcą. Słowa wymawiał w miarę poprawnie.
Gdy wychodził miał w ręce całkiem spory pergamin z notatkami. Szukając kogoś, kto pokazałby mu salę, do której miał iść, wpadł na Vanessę. Zsunął jej się kaptur, ukazując piękną bladą twarz, pomalowane czerwoną szminką usta i długie rzęsy. Harry’emu serce podskoczyło do gardła, bo wyglądała tak pięknie. Vanessa jednak szybko zasłoniła twarz i powiedziała:
– Przepraszam.
Widocznie była bardzo zmieszana tym incydentem, a szczególnie utratą kaptura, co według Jacka oznaczało, że nie może wyjść za mąż za inna osobę niż Harry.
– To ja przepraszam – mruknął Harry. Patrzyli przez chwilę na siebie niezręcznie, ale na szczęście głos siostry wybawił ich z opresji, nim uświadomili sobie konsekwencje tego małego wypadku.
– Harry, wszędzie cię szukałam. Spóźniasz się na języki druidów – powiedziała Sandra i poprowadziła go na zajęcia.
***
    Vanessa patrzyła chwilę za oddalającym się Potterem, po czym weszła do sali. Na lekcji nie słuchała. Cały czas myślała o wypadku na korytarzu. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała wyjść za Pottera, ale wcześniej powinna wyjaśnić z nim sprawę. Najpierw jednak powinni się ze sobą zaprzyjaźnić,. Zaraz podczas lunchu zwierzyła się Roxanne z problemu. Ta natychmiast zaczęła wymyślać sposoby wyjaśnienia wszystkiego Harry’emu. W końcu stwierdziły, że muszą więcej czasu spędzać z chłopakiem i zaprzyjaźnić się z nim, a następnie wszystko wyjaśnić. Potem razem zdecydują, co począć.
***
    Harry wszedł do sali dokładnie takiej samej jak ta od elfich języków, tylko że zamiast Clarissy stał na środku starszy pan. Miał śnieżnobiałe włosy i taką samą brodę. Wysoki i w wie ku Dumbledore’a mężczyzna o wielu zmarszczkach na twarz, garbił się lekko opierając na długiej, drewnianej lasce. Przenikliwe zielone oczy przewiercały człowieka na wylot, patrzą na niego z mieszaniną łagodności, ciekawości, a za razem z surowością. Miał w sobie coś, co nie pozwalało nikomu go zlekceważyć.
Harry wszedł Demonem na ramieniu, Sandra ruszyła za nimi, po czym stanęła gdzieś z tyłu.
– Witaj, Harry. Jestem Julian Flor. Będę cię uczył mowy druidów, którą można się porozumieć z każdym zwierzęciem. – Powiedział spokojnie staruszek. – Mam na lekcji kilka zasad. Nie przerywaj mi. Nie zadawaj za dużo pytań. Zapisuj wszystko, co mówię lub zapisuję na tablicy.
Harry odnotował to w pamięci.
– Teraz przejdziemy do lekcji. Jak już mówiłem językiem druidów można porozumiewać się ze zwierzętami, ale nie tylko… – powiedział, a Harry posłusznie notował na przygotowanym przez druida pergaminie. – …można tym językiem rozmawiać z całą naturą. Górami, roślinami, zjawiskami pogodowymi i innymi częściami natury. One jednak nie odpowiadają tym językiem, tylko wiadomość przekazują w myślach. Nigdy nie kłamią. Gdybyś naprawdę chciał, to już byś znał ten język, ale musisz najpierw zrozumieć jego działanie. Wtedy sam przyjdzie.
Wyjaśnił mu wiele właściwości języka druidów. Lekcja była bardzo ciekawa i szybko minęła, a Harry niechętnie podążył za Sandrą na drugie śniadanie.

Minęło im na ciekawej rozmowie, która trwałaby o wiele dłużej, gdyby nie kolejna lekcja Harry’ego. Nicol kazała mu wziąć węża i zaprowadziła go pod salę oklumencji.