czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 3 „Wypadek na korytarzu”

Rozdział został zbetowany przez: Emailę DSE

– To była jego żona. Odwróciła się od niego, gdy wylądował w Azkabanie. Teraz bardzo żałuje. Mieli dwójkę dzieci w twoim wieku, Pauline Black i Dominica Blacka. Była twoją matką chrzestną.
– Będę mógł ich poznać?
– Zorganizuję to. – Znów zapadło milczenie, które znów przerwał Harry.
– Gdzie mam trzymać Alberta?
– Niedaleko jest jezioro, na razie może tam być.
– Dlaczego tam w parku ci chłopcy uciekali przed tobą?
– Bo jestem mistrzynią szermierki, walki każdą bronią i walki wręcz, każdego sportu oprócz tańca.
– Wow! Nauczysz mnie czegoś? – zapytał z nadzieją. Nicol uśmiechnęła się lekko.
– Jasne, ale najpierw ukończ szkolenie. Tam nauczysz się podstaw. Jeżeli będziesz słaby, niczego cię nie nauczę, ale jak będziesz niezły to ci trochę pokażę. Będę przychodziła na niektóre lekcje, żeby to ocenić. Jeśli będziesz dobry z języków, run, eliksirów, magii niewerbalnej  lub transmutacji, to pójdź do Sandry. Ona jest w tym świetna. Jeśli chodzi o nekromancję, przyzywanie, magię cieni i żywiołów, to idź do Jacka. W reszcie musisz sobie radzić sam i może ty zostaniesz mistrzem.
– Kiedy zaczynam szkolenie?
– Jutro, ale pojutrze mamy niedzielę, więc będziesz miał wolne i wtedy zaproszę Camil i Dominica.
– Ok. A gdzie będę miał lekcje?
– W różnych miejscach. Za prowadzę cię. A, i żebyś nie zemdlał, to ci wyjaśnię. Będziesz umiał rozmawiać z twoimi zwierzętami. Będziesz ich potrzebował na lekcjach. – Po czym dodała: – Już późno, a pierwsza lekcja o szóstej rano.
Harry poszedł do pokoju. Przebrał się w piżamę i zasnął.
O piątej trzydzieści Nicol obudziła go w ten sam sposób, co poprzedniego dnia.
– Co tak wcześnie? – zapytał sennie.
– Ubierz się w jakiś dres i za dziesięć minut śniadanie.
To dopiero otrzeźwiło Harry’ego. W jakieś pięć minut ubrał się w luźne spodnie i bluzę z kapturem, przemył twarz i poszedł do kuchni.
Rodzeństwo już tam było. Na stole stała jajecznica, dzbanek z sokiem jabłkowym i chleb.
Harry nałożył sobie trochę jajecznicy, wziął kromkę chleba i nalał sobie soku. Zjadł w piętnaście minut. Wtedy Nicol powiedziała:
– Bierz Zmorę i idziemy.
Harry zawołał wilka i poszedł za Nicol.
Szli niedługo, gdy Nicol skręciła i pociągnęła go do wielkiego, szarego budynku. Przeszli długim korytarzem do sporej sali. Tam czekał Mark.
– Ładny piesek – nauczyciel wskazał Zmorę. – A ty co tu robisz? – zapytał się dziewczynę, która zamknęła drzwi i usiadła na ławce, jedynym meblu w sali.
– Obserwuję. – Mark widocznie uznał to za odpowiednie wyjaśnienie, bo nie drążył tematu.
– Od czego zaczynamy? – zapytał Mark Zmorę.
– Od sprawdzenia umiejętności
O dziwo to nie Harry ani Nicol, ale wilczyca.
Harry wytrzeszczył oczy. Wcześniej myślał, że Nicol żartuje. Gdy się lekko otrząsnął, Mark zapytał:
– Co powiedziała?
– Od sprawdzenia umiejętności – przekazał chłopiec.
– Okej. Usiądź na ławce, a ja przygotuję tor przeszkód.
Po chwili tor był gotowy. Najpierw długi bieg, później skoki przez przeszkody, bieg po cienkiej ławce i huśtawce dwuosobowej, wspinaczka po linie, bieg między przeszkodami, a na końcu bieg między skrzydłami wiatraka.
– To taki mały test. Zmora biegnie z tobą, ale wspinaczkę sobie odpuści. A teraz biegnijcie.
Harry pobiegł. Sala została powiększona, więc biegł bardzo długo. Na krańcu sił przeskakiwał przez przeszkody. Z ławki co chwila spadał, z huśtawką to samo. Ledwo się wspiął, a przez wiatrak nie przeszedł. Poszedł do Marka, potykając się co chwilę. Podparł się o Zmorę która pokonała tor bez większego trudu.
– Człowiek tego nie przejdzie. – oświadczył. Wtedy Nicol podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu.
– Przejdzie – powiedziała i pobiegła szybko. Przeskoczyła każdą przeszkodę i przebiegła po wąskiej ławce. Przyśpieszyła i wbiegła na huśtawkę, przez mur przeszła z dziecinną łatwością, a po drugiej stronie skoczyła. Podeszła do wiatraka, odczekała chwilę i wybiegła bez zadraśnięcia. Harry gapił się z rozdziawionymi ustami. Nicol podeszła mówiąc:
– Uważaj, żeby ci mucha nie wleciała. – Harry zamknął usta, a Mark powiedział:
– Nie zezwoliłem na prezentację. My już skończyliśmy na dzisiaj – dodał, zwracając się do Harry’ego. Nicol wyszła, a Harry poszedł w jej ślady. Na korytarzu najmłodsza Potter stwierdziła:
– Idziemy na śniadanie, potem masz języki elfów. – Nicol zaprowadziła go do domu i zjedli śniadanie w milczeniu. Zostało im dużo czasu, więc Harry i Jack wyszli razem do parku.
– Wiesz, głupio się czuję w tym kapturze –powiedział Harry.
– Przyzwyczaisz się, ale w lato za fajnie nie jest.
– Dzięki, to pocieszające – powiedział Harry z sarkazmem. Upalny sierpień w ciepłym kapturze nie bardzo mu się uśmiechał.
– Można to załatwić zaklęciem, ale poznasz je dopiero na drugim roku. A gdy przejdziesz Rytuał Iuramentum nie będziesz go potrzebował.
– Czyli będę się tak męczył rok?
– Zgadza się – powiedział Jack.
Rozmawiali jeszcze długo, o różnych codziennych sprawach. Quidditchu, rodzinie, przyjaciołach. W końcu Jack spojrzał na zegarek i powiedział:
– Szybko, za pięć minut zaczynają ci się języki.
Pobiegli do małego budynku. Weszli do środka i skierowali się krótkim korytarzem do jednej z sal.
Tam czekała na nich kobieta, o dziwo, bez kaptura. Wyglądała na jakieś dziewiętnaście lat. Miała długie rude włosy, opadające jej na plecy falami, piękne niebieskie oczy, które hipnotyzowały, spiczaste uszy i szlachetne rysy. Nieduży wzrost wspaniale pasował do jej szczupłej sylwetki i jasnej cery. Paznokcie na drobnych rękach były ładnie obcięte. Na jej cerze nie było widać nawet najmniejszej skazy, co sprawiało wrażenie, że nie jest prawdziwa, a jedynie wycięta z bajki dla dzieci. Wyglądała na jakieś dziewiętnaście lat. Zdecydowanie była elfką.
Zanim Harry zamknął drzwi, wleciał przez nie Demon i usiadł mu na ramieniu, a Jack wyszedł.
– Witaj. Jestem Clarissa i będę uczyć cię języków elfów. – powiedziała dziewczyna i zaczęła od razu wykład. – Jest wiele elfich języków,  na przykład elfów leśnych, szlacheckich, nadmorskich, górskich oraz język wspólny wszystkich elfów. Nie będę dalej wymieniać , bo odłamów jest bardzo dużo. Każdy jest inny. Nauczę cię również akcentu istot europejskich. Zaczniemy od języka wspólnego, potem zajmiemy się leśnym, szlacheckim, nadmorskim, a na końcu górskim. Jeśli starczy nam czasu, zajmiemy się językiem elfów rzecznych, pustynnych i księżycowych.
Harry patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Jeśli ona myśli, że on nauczy się pięciu języków w zaledwie trzy lata i do tego starczy im czasu na kolejny, to na pewno ma coś z głową.
Widząc jego minę Clarissa dodała:
– Spokojnie. Z powodu tego rytuału z początku będziesz się uczył o wiele szybciej. Około dziesięć razy.
To trochę go przekonało, ale wciąż patrzył na nią dziwnie, w sposób, który sprawił, że perliście się roześmiała.
– Masz jakieś pytania? – zapytała, gdy przestała.
– Nie, proszę pani – powiedział z powodu braku pomysłów.
– Mów mi po imieniu – powiedziała i zaczęła mu tłumaczyć po kolei wymowę każdej litery.
Zapisała mu również alfabet oraz podstawowy dialog. Lekcja, mimo trudnych słów, mijała bardzo przyjemnie. Pod koniec Harry potrafił już zapytać się kogoś o imię i samemu się przedstawić. Znał kilka rodzajów powitań i potrafił dostosować je do osoby i relacji między nim a rozmówcą. Słowa wymawiał w miarę poprawnie.
Gdy wychodził miał w ręce całkiem spory pergamin z notatkami. Szukając kogoś, kto pokazałby mu salę, do której miał iść, wpadł na Vanessę. Zsunął jej się kaptur, ukazując piękną bladą twarz, pomalowane czerwoną szminką usta i długie rzęsy. Harry’emu serce podskoczyło do gardła, bo wyglądała tak pięknie. Vanessa jednak szybko zasłoniła twarz i powiedziała:
– Przepraszam.
Widocznie była bardzo zmieszana tym incydentem, a szczególnie utratą kaptura, co według Jacka oznaczało, że nie może wyjść za mąż za inna osobę niż Harry.
– To ja przepraszam – mruknął Harry. Patrzyli przez chwilę na siebie niezręcznie, ale na szczęście głos siostry wybawił ich z opresji, nim uświadomili sobie konsekwencje tego małego wypadku.
– Harry, wszędzie cię szukałam. Spóźniasz się na języki druidów – powiedziała Sandra i poprowadziła go na zajęcia.
***
    Vanessa patrzyła chwilę za oddalającym się Potterem, po czym weszła do sali. Na lekcji nie słuchała. Cały czas myślała o wypadku na korytarzu. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała wyjść za Pottera, ale wcześniej powinna wyjaśnić z nim sprawę. Najpierw jednak powinni się ze sobą zaprzyjaźnić,. Zaraz podczas lunchu zwierzyła się Roxanne z problemu. Ta natychmiast zaczęła wymyślać sposoby wyjaśnienia wszystkiego Harry’emu. W końcu stwierdziły, że muszą więcej czasu spędzać z chłopakiem i zaprzyjaźnić się z nim, a następnie wszystko wyjaśnić. Potem razem zdecydują, co począć.
***
    Harry wszedł do sali dokładnie takiej samej jak ta od elfich języków, tylko że zamiast Clarissy stał na środku starszy pan. Miał śnieżnobiałe włosy i taką samą brodę. Wysoki i w wie ku Dumbledore’a mężczyzna o wielu zmarszczkach na twarz, garbił się lekko opierając na długiej, drewnianej lasce. Przenikliwe zielone oczy przewiercały człowieka na wylot, patrzą na niego z mieszaniną łagodności, ciekawości, a za razem z surowością. Miał w sobie coś, co nie pozwalało nikomu go zlekceważyć.
Harry wszedł Demonem na ramieniu, Sandra ruszyła za nimi, po czym stanęła gdzieś z tyłu.
– Witaj, Harry. Jestem Julian Flor. Będę cię uczył mowy druidów, którą można się porozumieć z każdym zwierzęciem. – Powiedział spokojnie staruszek. – Mam na lekcji kilka zasad. Nie przerywaj mi. Nie zadawaj za dużo pytań. Zapisuj wszystko, co mówię lub zapisuję na tablicy.
Harry odnotował to w pamięci.
– Teraz przejdziemy do lekcji. Jak już mówiłem językiem druidów można porozumiewać się ze zwierzętami, ale nie tylko… – powiedział, a Harry posłusznie notował na przygotowanym przez druida pergaminie. – …można tym językiem rozmawiać z całą naturą. Górami, roślinami, zjawiskami pogodowymi i innymi częściami natury. One jednak nie odpowiadają tym językiem, tylko wiadomość przekazują w myślach. Nigdy nie kłamią. Gdybyś naprawdę chciał, to już byś znał ten język, ale musisz najpierw zrozumieć jego działanie. Wtedy sam przyjdzie.
Wyjaśnił mu wiele właściwości języka druidów. Lekcja była bardzo ciekawa i szybko minęła, a Harry niechętnie podążył za Sandrą na drugie śniadanie.

Minęło im na ciekawej rozmowie, która trwałaby o wiele dłużej, gdyby nie kolejna lekcja Harry’ego. Nicol kazała mu wziąć węża i zaprowadziła go pod salę oklumencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz